LenaGrian's Journal, 14 July 2014

Miałam to napisać jako komentarz u Ibizy11 pod dyskusją o alkoholu.. ale tyle się tego zrobiło, że nie będę swoimi tasiemcami przemyśleń i wyznań zaśmiecać koleżance dziennika..

A odnośnie dyskusji o alkoholu... muszę wyznać, że ja zawsze "chlałam" na pusty żołądek.. zawsze inaczej niż wszyscy, miałam świętą zasadę, że jak piję to nie jem.. i ze wstydem przyznaję że byłam chyba "pierwszą szklaną" całego domu.. rodzaj .. głównie whisky, dębowe mocne, wódka żurawinowa, biała, wytrawne i półwytrawne wina czerwone.. całe butelki w długie przedkomputerowe wieczory.. lubiłam to.. przyznaję, że lubiłam.. w końcu .. kiedy zaczęłam się budzić z workami pod oczami.. powiedziałam sobie.. KONIEC.. i przestałam..

Czy uważam, że miałam problem z %? Tak.. miałam...
Czy uważam, że nadal go mam... ? Tak.. niestety.. bo choć teraz piję wyłącznie od wielkiego dzwonu... czyli w święta, sylwester, na weselach.. pogrzebach, imieninach, urodzinach, w Wielkanoc.. ... LOL.. no właśnie.. DLATEGO nadal uważam, że mam problem. Mogę nie pić.. Nie ma problemu. Ostatnio alkohol miałam w ustach w Wielkanoc (swoją drogą ładna mi okazja... ;P ).. całkowicie obcięłam picie przy komputerze, w szafie już nie ma "barku" upchanego w specjalnej torbie z przegródkami mieszczącej sześć butelek.. na imprezach pozwalam sobie na taką ilość alkoholu, która w moim przypadku nie daje jeszcze efektu "dobrego humoru", traktuję to śmiertelnie poważnie, a kieliszek w ręku jak pojemnik z cykutą.. Staram się też zawsze coś zjeść bo po jedzeniu nie da się już pić "po mojemu" czyli na pusty żołądek. Przechodzę tzw. okres karencji.. czekam kiedy mój organizm zacznie reagować na alkohol od pierwszych kropli.... a nie po butelce.. pewnie długo to zajmie, bo mam w tej kwestii jakiś irytujący dar... to chyba po dziadku ;) Uważam bardzo i tak jak napisałam.. traktuję to śmiertelnie poważnie... wiem, że wszystko to dotarło do mnie w ostatniej chwili, kiedy już właściwie stałam nad krawędzią alkoholowej przepaści...

Każdy ma swoje słabości i swoje demony... Jeden nie może przestać brać, inny palić, inny pić, a inny zajada irytującą codzienność.. To co mogę powiedzieć po doświadczeniu z napojami wyskokowymi to to, że nie ma powodów... nie ma tłumaczeń.. bo ja muszę bo... NIE MA... jedyne co jest to to jak bardzo sobie pobłażamy..

liczę, że nadejdzie taki dzień, kiedy sobie zdam sprawę.. ale nie w głowie.. bo w głowie już wiem... kiedy w środku coś pęknie.. tak jak 56 któregoś dnia po prostu umieścił w koszyku owsiankę i owoce... i po prostu zaczął wielką zmianę, której mu szczerze gratuluję.. i tak ja liczę, że pewnego dnia zrozumiem gdzieś w duszy, że ta cała moja nadwaga wynika tylko z tego, że pewnego dnia zdecydowałam.. pozwoliłam sobie na pobłażanie w kwestii tego co wkładam do ust i jak żyję.. niby wiem to, a jednak nadal to robię, czyli pobłażam sobie.. i nie ma na to wyjaśnienia ani naukowego ani paranaukowego... Po prostu codziennie dokonuję od nowa maleńkich, ale ważnych życiowo wyborów.. co będzie na śniadanie, co będzie na lunch, czy zjem te lody, czy kupię te m&msy, czy wyjdę na spacer... codziennie od nowa to samo...

Powiedzcie mi.. jak można tyle setek dni z rzędu wciąż od nowa wybierać źle? Przecież to łamie wszelkie reguły statystyki... Nie ma emocji w tym co tu napisałam.. po prostu czysto intelektualnie zastanawiam się nad tym problemem.. i czekam kiedy wreszcie nadejdzie ten dzień, że ta świadomość przebije się we mnie do tej sfery w której człowiek po prostu coś rzuca.. tak jak ja rok temu rzuciłam mięso i ryby.. po prostu je rzuciłam... w jeden dzień.. i przez cały ten rok.. nie było ani jednej chwili kiedy bym za tymi rzeczami tęskniła.. Niektórzy tak rzucają palenie.. raz.. i po wszystkim.. jedno cięcie.. jeden wybór..

Więc czemu wciąż wybieram dietę, z którą intelektualnie się nie zgadzam....? Nie chodzi oczywiście o mięso i ryby, tylko o dietę która powoduję, że jestem tu gdzie jestem.. z 30 kilogramami nadwagi... Macie na to jakieś wyjaśnienie?

3 Supporters    Support   

Comments 
Ja zaczynając swoja walke z kg stwierdzilam, ze nie bede kombinowala z dietami, bo predzej czy pozniej nie wytrzymam, więc po prostu zaczelam mniejszac porcje, zapisywac co jem, po to aby dac sobie sprawe ile kalorii w siebie laduje. Tu orzeszek, tam cukierek, troche coli, obiad, po lkg winogrona (ktore uwielbiam) itd i nagle 4 tys kalorii, masakra. gotuje codzienie obiady, robie sniadania, kolacje i to dosc zdrowe zazwyczaj, ale porcje byly po prostu za DUŻE, teraz jest polowa tego co bylo, ograniczenie do minimum przekasek i mam nadzieje, ze się tak utrzymam. A co do złych wyborów to ... Myślę, że to... lenistwo. Tak, tak przepraszam, ale tak sądzę, bo sama wiem po sobie. Mozna sie tłumaczyć, cos tam robic i uważac, że to jest wystarczające, ale skoro efekt jest jaki jest, tzn, ze nie jest. Trzeba więcej nad sobą pracować. Wszyscy borykamy się z problemami dnia codziennego, wiecznymi wyborami i to jest nasza praca, nasze przysłowiowe ruszenie się z fotela, nawet kiedy to jest po prostu wybór jabłka zamiast żelków czy chipsów. Ale nie ma co się wiecznie karcić, jasne, kiedy nie ma rezultatów, to trzeba się troche mocniej kopnąc w doopę i coś zrobic, ale jeśli jest efekt to trzeba się pochwalić, stanąc przed lustrem i stwierdzić, że jest zajebiscie:) hehe teraz ja się wywodzę u Ciebie w dzienniku, ale chyba mi to wybaczysz:) A co do jeszcze alkoholu, to osobiscie jeszcze nigdy nie bylam pijana, mam prawie 3 dyszki na karku i jeszcze 4 lata temu nie licząc 2 kieliszkow wina raz na pół roku, nie piłam prawie wcale. Teraz będąc na obczyznie, troche się to zmienilo, ale na szczescie nie jest zle (tylko nawet 2 drinki to masakra kaloryczna ech... ) wiec tym bardziej sie ograniczam teraz:) Pomyśl jaka kuchnia ci smakuje, postaraj się o naprawde duze urozmaicenie, nie ograniczaj się za bardzo co do produktów, tylko ilości. Lubisz cos niezdrowego, to to zjedz, ale np raz w miesiacu i nie cała, tylko pól porcji. Małymi kroczkami i do przodu. Na efekt trzeba poczekac, ale chyba bedzie trwalszy, niz katowanie sie przez miesiac, dwa ,trzy i powrot za pol roku do tego co bylo:) 
14 Jul 14 by member: ibiza11
Na wstępie zacznę od tego, że czasem wystarczy coś z siebie wyrzucić i od razu patrzymy na pewne sprawy z innej perspektywy. Dobrze, że to napisałaś :-) Pierwszy krok już za tobą. Czuj się wywołany do tablicy więc też pozwolę sobie na wywód. Ostrzegam, że może być nudny i nic nie wnoszący oraz zawierający masę błędów bo piszę z telefonu. Minister zdrowia ostrzegł zatem przechodzimy do rzeczy. U mnie na tę decyzję miało wpływ wiele czynników, może brzmi to prosto ale nie do końca tak było. Dla uproszczenia powiedzmy, że pewnego dnia w moim życiu nastąpił szereg katastrof po których straciłem całą chęć do życia. Miałem myśli samobójcze, totalnie przestało mi zależeć na czymkolwiek. Zostałem sam wściekły na cały świat bo odwrócili się ode mnie praktycznie wszyscy. Stoczyłem się praktycznie na dno. Nic sobie nie zrobiłem chyba tylko i wyłącznie ze strachu. Koniec końców skończyłem non stop jedząc, nie to złe słowo. Pochłaniając, żrąc jak świnia, pijąc, paląc i leżąc do góry brzuchem. Byłem na dnie psychicznym, fizycznym i pewnie jakimś jeszcze czekając aż ktoś rzuci mi łopatę, żebym mógł kopać dalej... Trwało to ponad rok. Do tej dziwnej chwili w sklepie gdzie coś mnie natchnęło do zmiany w życiu. Często się mówi, że trzeba być na dnie by się od niego odbić. U mnie tak było. Nigdy nie byłem szczupły i piękny jak Dżordż Klunej, jednak prezentowalem się w miarę jak człowiek. Teraz staram się wrócić do jako takiej formy a jak się uda to do super formy. Powiedziałem sobie, że ostatni raz próbuję coś ze sobą zrobić i teraz musi się udać, a jeśli się nie uda to szkoda powietrza na takiego kogoś. Może to zabrzmi jak z programu dzień dobry tvn ale.u mnie nie chodzi tylko o wagę ale o odbudowanie się po sporym zjeździe. Walka z czarnowidztwem, lenistwem... Rozwijanie porzuconych pasji powrotne nabranie pewności siebie by znaleźć pracę w której będę się spełniał. Powiedzmy, że każdy zagubiony kilogram to cegiełka w murze oddzielajacym mnie od tego gościa co przez rok zrujnował sobie życie... I teraz rozpaczliwie stara się to odkręcić bo młodszy się nie robi. Przy okazji sprawdzam czy rzeczywiście mamy swój los w swoich rękach. Dlatego tak spamuję ten portal. Bardzo mi to pomaga i wszyscy jesteście świadkami moich zmagań... Czasem się z tego śmieję bo nawet facebooka nie mam a tu się wykręciłem i piszę jak dziecko neostrady. Może to jakaś forma terapii... Kto wie? Może powinienem płacić wam za godziny za to, że czytacie te wypociny... Zamykając tę historię wydaje mi się, że dopóki nie jest nam źle z tym co robimy, dopóki nie zwrócimy uwagi, że krzywdzimy innych i jest nam wygodnie to ciężko jest coś zmienić. Do tego zawsze chcemy wszystko naprawić od razu. Tu i teraz a jak nie ma natychmiastowego efektu to mówimy: próbowałem ale nie wyszło i wracamy do złych nawyków. Ja powiedziałem sobie. Całe życie pracowałeś na to gdzie jesteś nie możesz oczekiwać, że za tydzień wszystko się zmieni. Rujnowałeś sobie życie przez rok? Daj sobie minimum tyle na efekty. Co do diet to można je stosować jak się chce zgubić kilogram czy dwa. Jak chcesz zgubić trzydzieści to musisz jeść normalnie tylko mniej, trochę zdrowiej a i tak najważniejszy jest ruch bo jak się siedzi na dopiero to dupa rośnie. Niestety niektórzy kiwną palcem i stałą milion kalorii inni muszą się ruszać. Ha sobie stawiam małe cele. W tym tygodniu ćwiczę minimum tyle i tyle. W każdą niedzielę robię podsumowanie i jak dałem ciała to chu...owo się z tym czuję....trudne to wszystko dlatego staram się opisywać wszystko. Może komuś będzie łatwiej jak poczyta, że ktoś też się zmaga z tym wszystkim. Sukcesy, porażki, lenistwo itp. Ot cały 56...  
14 Jul 14 by member: 56 kilo w dół
Mądrze prawisz 56... To jest terapia, dla każdego z nas. Będąc tu anonimowym, człowiek czuje się trochę bardziej wolny i łatwiej nam się dzielic przemyslenaimi i uczuciami, których pewnie nie znają nawwet nam najbliźsi w życiu codziennym. Ja powiem tylko - Dzięki, Fajnie jest Was mieć:) P.S. LenaGrian chyba nie spodziewałaś się takich wywodów w sowim dzeinniczku uwag:) 
14 Jul 14 by member: ibiza11
Wzruszyłem się... A, żeby nie było kolorowo to zamiast tej mojej "głupiej" mądrości wolałbym być "gupi" i nie przechodzić tego wszystkiego :D  
15 Jul 14 by member: 56 kilo w dół
Sama mam w bliskiej rodzinie osobę pijącą. Właśnie w taki sposób: codziennie, bez upijania się, ale z niesamowitą paniką, jeśli pod ręką nie ma jakiegoś alkoholu. Więc mam ciągle z tyłu głowy obawę, że ja też tak mogę skończyć. Mam nadzieję, że to jeszcze nie obsesja. Po jakimś czasie te małe codzienne wybory stają się nawykiem i właśnie takie nawyki trzeba sobie wypracować. Nie mam złotej recepty, bo sama jeszcze jestem w drodze, ale właśnie się zorientowałam, że kilku miesięcy nie kupiłam chleba, ostatnie kanapki na białym pieczywie jadłam będąc na urlopie, makaronu nie jadłam chyba już od maja. Bywa lepiej i gorzej, ale pierwszy raz w zyciu nie rzuciłam diety po maksymalnie miesiącu. Złozyło sie na to parę rzeczy: oficjalna dieta od dietetyka (dziękuję firmie za prywatna opieke medyczną) roztrąbiona wśród najbliższych nie pozostawiając miejsca na komentarze, że niby po co się chcę odchudzać; chłopak, który widzi różnicę i byłoby mi wstyd wrócić do stanu sprzed 3 fałdek; ta strona, bo uwielbiam wszelkie zestawienia, tabelki i wykresiki i niesamowicie mnie wciąga oglądanie moich postępach zwizualizowanych liczbowo; no i moje ukochane TRX z wymagającym instruktorem, który chwali mnie na głos, jakie ładne ciało sobie wypracowałam systematycznością i ciężką pracą. To motywuje. Żeby się od tego odciąć musiałabym stracić internet, przestać wychodzić z domu (a karta multisport opłacona za kwartał z góry)... zanudziłabym się na śmierć. 
15 Jul 14 by member: moscamat
Czytać Wasze zwierzenia to zaszczyt..... dziękuję. 
15 Jul 14 by member: magpie73
jedni piją inni ja na ten przykład miałem tak że potrafiłem w dzień op........ić trzy obiady i o 23-ej dodatkowo paczka ptasiego mleczka trzy piwa i kilogram kiełbasy plus cały chleb , obecnie jedna piąta tego co i tak jest za dużo myślę że problem tkwi bardzo głęboko w naszej głowie i po części chyba też w genach 
15 Jul 14 by member: leonkuras

     
 

Submit a Comment


You must  sign in to submit a comment
 

Other Related Links

Members



LenaGrian's weight history


Get the app
    
© 2024 FatSecret. All rights reserved.